Odpowiedź dla
Anonima
Nowy komentarz do
posta "Z
a m a c h" dodany przez" " Anonimowy ":
Czy mógłby pan
rozszerzyć swoje wywody o kilka punktów. Ja nie jestem w temacie, i nie mogę
znaleźć nigdzie odpowiedzi.
1. Czy bez tej
katastrofy doszłoby do podpisania umów z Gazpromem?
2. Czy bez tej
katastrofy, postęp w kwestii odszkodowań dla Żydów byłby zahamowany.
3. Skąd sie wzięła
informacja o 4 próbach podejścia do ładowania. Jest tu chyba zgoda, że taka
informacja była, a prób nie było. Nie
jest chyba trudno to ustalić, a jest to
ważne, bo to jedno z pierwszych kłamstw.
4. Czy faktycznie
była gęsta mgła podczas ładowania? Jest wiele relacji naocznych świadków którzy
wyraźnie widzieli samolot z dużej odległości, i wprost stwierdzają, ze mgły nie
było. Pozdrawiam.
O d p
o w i e d ź
Detonator czasowy
należy wykluczyć. Zamachowiec znał dzień
i godzinę wylotu, musiałby zatem
nastawić czas wybuchu na moment
lądowania na lotnisku, aby winą obarczyć
czynniki rosyjskie. Zamachowiec, czy zamachowcy nie mogli
przewidzieć opóźnienia wylotu z Warszawy
(półgodziny?). A zatem bomba zegarowa, cokolwiek to było, powinna
odpalić o nastawionym czasie, ale nastąpiłoby to krótko po starcie, a więc podczas lotu wysoko w
powietrzu. To się nie zdarzyło, a więc ładunek nie
posiadał zapalnika czasowego.
Detonator mógł zostać uruchomiony tylko droga radiową.
Wybuch powinien nastąpić, zgodnie z przewidywaniami, podczas lądowania, sprawca
nie mógł przewidzieć zakłóceń w ostatnich minutach lotu. Sprawcy nie było zatem
na lotnisku w Smoleńsku, widziałby, co się dzieje i czekał na odpowiedni
moment lądowania, a w międzyczasie
zdarzył się wypadek. Trudno zakładać, że był tak bystry i odpalił ładunek w
momencie zderzenie z drzewem. Taka
wersja odpalenia na samym lotnisku zatem odpada.
Sprawca
przebywał w Warszawie, mógł mieć połączenie z informatorem na lotnisku w
Smoleńsku, by otrzymać wiadomość o
sytuacji, co mało prawdopodobne, lub dokonał własnych obliczeń, uwzględniając
opóźnienie wylotu, nacisnął spust drogą radiową w momencie domniemanego
lądowania. Nie mógł wiedzieć o zakłóceniach lotu, bo "informator" by
go o tym powiadomił. Może dysponował
podsłuchem rozmów na lotnisku,
lecz to za mało, by ocenić sytuację.
Nacisnął spust w momencie przewidywanego lądowania, lecz przecież
nie równocześnie z momentem złamania skrzydła.
Dla sprawcy katastrofa o takim przebiegu, spowodowana
wybuchem, byłaby w istocie wybawieniem.
Osiągał swój cel, usuwając Prezydenta i Jego otoczenie i oddalając
podejrzenia zamachu na kogokolwiek, także
i na siebie. Takie rozumowanie powinien przyjąć sprawca, czy
sprawcy zamachu. W ich interesie było
utrzymywanie wersji "katastrofy", bo odsuwa to podejrzenia na nich
samych, jeśli byli to ludzie z otoczenia Pana Prezydenta. Chyba, że brak mu,
czy im logiki, lub wykorzystują zamach do sobie znanych celów.
Kiedy na pokładzie
mogła znaleźć się bomba i kto ją tam wniósł?
Bomba musiała zostać umieszczona nie wcześniej, jak po ustaleniu dnia wizyty. Mało logiczne jest, by umieszczał ją tam ktoś wcześniej na "wszelki wypadek".
Musiał zatem to być ktoś, kto miał swobodny dostęp do lotniska i samolotu, był znany obsłudze lotniska, a
może sam kontrolując, umieścił ładunek,
który nie musiał być wielki. Jeden
wystarczył. Łatwo mu było w otoczeniu zmylić intencje wizyt. Nikt obcy nie
byłby w stanie wnieść ładunku, a tym
bardziej dokonać tego w nocy. Samolot był zapewne pilnowany, jako wojskowy.
Musiał to być ktoś , lub musieli być tacy, którzy znali wszelkie szczegóły
organizowanej wyprawy, a więc ludzie z otoczenia ś. p. Pana Prezydenta, ludzie niewątpliwie Mu
bardzo nieprzyjaźni w dodatku
istni szaleńcy. Mógł to być jeden, może ze wspólnikiem, może nieliczna
grupka. Do wyboru.
Jak do tej poru do
publicznej wiadomości nie podano
matematycznych i
fizyko-dynamicznych obliczeń parametrów uderzenia, czy wybuchu, który dokonałby
takich zniszczeń. Wszystkie elementy są znane, szybkość lotu, ciężar
pojazdu, twardość drzewa,
wytrzymałość materiałów samolotu i
inne, a więc energii zderzenia nie trudno ustalić i efektów zderzenia. Być może obliczeń takich, dla
jednych niewygodnych, a przez innych
znawców celowo trzymanych w tajemnicy,
nie podaje się do wiadomości celowo, bo trudno uwierzyć, by takich nie było,
zaprzeczałyby bowiem takiej lub innej tezie? Natomiast ładunek, który dokonałby
tak wielkiej destrukcji już w powietrzu musiałby być doprawdy potężny.
Według piszącego te
słowa, rozumowanie powyższe
rozszerza i uściśla mechanizm
ewentualnego zamachu. Rozumowanie bardzo ogranicza lub wyłącza inne mechanizmy
ewentualnego zamachu. Z drugiej strony na katastrofę, z wyłączeniem
zamachu, złożyło się tak wiele uchybień,
że trudno doszukiwać się jakiejś zbiorowej "zmowy" prowadzącej
do celowego wypadku.
Na koniec powiem
tak: dla kogoś, kto wierzy w diabła, uwzględniając naszą tragiczną historie,
może jest to jego kolejna ingerencja w
nasze zbiorowe życie ? której nie jest w
stanie przeciwstawić się egzorcysta? Zimna wojna domowa, jaka obecnie się toczy w Polsce, przypomina tę z lat 44 -5 0 -tych. Inna jest tylko treść. Jej
elementem jest walka o władzę i nic
innego. Także zamachowca. Tragedia katyńska i smoleńska współdziałają w tej poniżającej walce. Może doprowadzić do
gorącej wojny domowej. Takie jest stanowiska piszącego te słowa. Koalicja
wojujących ośrodków może się na to
odważyć.
UP72156
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz